Czekałam, czy może ktoś wypowie się przede mną - no, ale nie to nie ;P I będzie sporo ekshibicjonizmu. I w ogóle pozornie bez sensu, ale może z tej mojej gadaniny chociaż coś się wyjaśni.
Nie jest to w żadnym razie wielka ujma, bo książka koncentruje się na zupełnie innych kwestiach – sednem powieści jest relacja płci z płcią. Książka podważa przyjęty w naszej kulturze wzorzec tradycyjnej pary męsko-damskiej, robi to jednak na modłę antyczną, mającą niewiele wspólnego ze współczesnymi gender – czy queer studies, i robi to z naszej perspektywy, czasem, bardzo niepoprawnie politycznie. Płeć w greckiej wizji Jabłońskiego nie jest uwarunkowana kulturowo; jako dar i wyrok bogów ma wymiar metafizyczny – światy mężczyzny i kobiety dzieli przepaść, której próby przekroczenia grożą upadkiem. Spółkowanie między przedstawicielami tej samej płci nie jest traktowane jako odchylenie od normy, ale jako eksplorowanie swojego żywiołu.
Z
recenzji "Fryne hetery" Witolda Jabłońskiego na stronie Katedry "Fryne" dopiero czytam, więc nie będę się wypowiadać. W queer studies orientuję się kiepsko. Jednak, gdy zaczęłam kilka dni temu zastanawiać się "Czemu ja u diabła czytam yaoi?" właśnie fragment tej recenzji przyszedł mi na myśl.
Seks jest w moim mniemaniu czymś niesamowitym, łączącym metafizykę ze zezwierzęceniem. Chyba podczas żadnej innej czynności człowiek nie jest tak... pierwotny
![Puszcza oko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
A jednocześnie jest to przeżycie tak niesamowite, że ludzkości chyba nigdy się nie znudzi. Nawet w dzisiejszych czasach, gdy wycieka ze środków masowego przekazu rzeką, od której kopulacja już dawno powinna nam zbrzydnąć.
Wydaje mi się, że wszyscy - albo prawie wszyscy - bardzo zwracamy uwagę realizm. Chcemy realistycznych postaci, które zachowują się w sposób wiarygodny, zgodności z kanonem i prawami natury, pragniemy spójnej fabuły... Dobrze, niektóre dzieła się z tego wyłamują, ale jest to dość nowy wynalazek i tak naprawdę kropla w morzu ludzkiej twórczości. Od wieków całe pokolenia tworzyły sztukę, która miała oddawać, udawać, naśladować rzeczywistość. Wielokrotnie spotykałam się, że lesbijki, pytane dlaczego oglądają gejowskie porno (a jest do zjawisko szokująco częste), odpowiadały, że nie mogą patrzeć na sztuczną grę aktorek. A u facetów wygląda to bardziej szczerze.
Nie jestem zbyt przekonana do szczerości męskiej gry aktorskiej w pornosach, ale jestem w stanie uwierzyć, że jako kobiety łatwiej dostrzegamy w takich sytuacjach fałsz u innych kobiet. Każdy z nas odczuwa nieco inaczej, ale mimo wszystko - osprzętowanie mamy podobne i łatwiej nam wczuć się w kobiecą skórę.
Wieszcz Terezjasz z mitologii greckiej na kilka lat stał się kobietą, dzięki czemu mógł rozstrzygnąć spór między Zeusem a Herą - o ile dobrze pamiętam, poszło o to, kto doznaje większej przyjemności w trakcie seksu i Terezjasz wskazał kobietę. Ale zbaczam z tematu.
Nie przemawia do mnie freudowska zazdrość o penisa, ale chętnie zostałabym facetem na jakiś czas. Może nie siedem lat, ale na tyle długo, by przekonać się, jak to jest... Lanie na stojąco jest bez wątpienia przydatne, ale mało interesujące, to najciekawsza pozostaje właśnie kwestia sprzętu. Tego sprzętu, którego nie mam, więc mózg męski pozostawiłabym sobie raczej na czas wolny (mężczyzna też człowiek). Ale... Jak to jest mieć penisa? Co czuje facet uprawiając seks? Z kobietę, z mężczyzną, jako top/bottom, jak odczuwa orgazm? Rozmawiałam kiedyś o tym z kolegami, i choć słownictwo w opisie TEGO nas nieco zawiodło, to tylko rozpalili moją ciekawość. I choć z tych dyskusji wyniosło, że kobiety jednak czerpią większą przyjemność z seksu, dalej żałuję, że się nie przekonam. A ilość pytań rośnie, bo wymyślam coraz to nowe, a wszystko dotyczy strefy doznań, które trudno wyobrazić sobie bez ich przeżywania. I nie mówcie, że to kwestia kiepskiej wyobraźni - to tak samo jak wyobrażać sobie, jak to jest umierać. Póki nie umierasz, tak naprawdę nie wiesz, i kupa.
Tak, to jest bez wątpienia jeden z powodów, dla których piszę i czytam yaoi. Ta przeklęta, niezaspokojona ciekawość. Z żadnej strony nie obsesja (mam inne ;D), ale coś, co trzyma mnie od lat.
Wstęp do kolejnych zrobiłam także wyżej. Kręci mnie wspomniane przez recenzenta Fryne "eksplorowanie swojego żywiołu". Kręci mnie świadomość, że wiem, co czuje druga strona, gdy robię to, i to, i tamto. Uwielbiam świadomość tego, że drugiej stronie jest dzięki mnie przyjemnie. Moje libido tkwi w wyobraźni i to podobno dość popularne wśród ludzi. Cholera, dawanie może być tak samo przyjemne jak branie. Fakt, trudno w przypadku lesbijek o jedność brania i dawania (jak w przypadku pary hetero oraz u gejów), ale przez to można poświęcić więcej uwagi drugiej osobie.
Jest jakaś swoista "równość" w związku homoseksualnym - szczególnie lesbijskim, bo większość znanych mi gejów ściśle przestrzega podziału top/bottom (nie seme i uke, seme i uke kojarzą mi się głównie ze stereotypami). Ich prawo, ale mnie by chyba zeżarło z ciekawości ;D
Yaoi jest mangą rysowaną przez kobiety dla kobiet w dalekiej Japonii. Ta manga jest twórczością kobiet, pochodzącą z kraju, gdzie świat męski i kobiecy są wyraźniej rozdzielone w dzisiejszych czasach niż u nas. Pisane przez zachodni fandom slashe są często wypadkową tych mang i naszych własnych doświadczeń, przedziwną i fascynującą hybrydą. Mamy tu i schematy z mang yaoi, które są często niesamowicie schematyczne, ale także próby ewolucji w stronę realizmu, tak ukochanego przez naszą zachodnią kulturę (no cholera, mangi yaoi ni huhu realistyczne nie są).
Yaoi zachodniego fandomu są szalenie interesujące. Nawet te najgorzej napisane, są przejawem jakiegoś zjawiska, które nie do końca pojmuję, a które w jakiś tajemny sposób trafia w moje potrzeby. To namiastki zaspokajania mojej ciekawości, jak to jest być facetem, z jednoczesnym utrafianiem w moje gusta czytania o związkach homoseksualnych.
Nie piszę i nie czytam o yuri, bo yuri znam z życia codziennego - i czuję, że wiem jeszcze za mało, by o nim pisać. Owszem, o gejach wiem jeszcze mniej, ale są rzeczy, których nigdy nie poznam i tu mogę opierać się tylko na własnej wyobraźni. Przy kobietach natomiast potrafię wyczuć momenty, gdy okłamuję samą siebie, albo gdy popełniam jakiś karygodny błąd. A skoro ja czuję własny fałsz, to co dopiero czytelnik?
Akia ostatnio powiedziała mi, że pisze się o czymś, a nie po coś. Generalnie się z tym zgadzam, ale ciężko mi się pogodzić z tą wiedzą. Yaoi piszę po coś: w ramach próby zaspokojenia własnej ciekawości i nie traktuję tego poważnie - to tylko zabawa. Pisząc o mężczyznach, nie mam poczucia kłamstwa, bo nie znam prawdy i nawet nie staram się pisać prawdy, bo to tylko moje radosne pomysły, bo nawet nie wyobrażenia. Geje, których znam, rzadko mają coś wspólnego z tymi, o których piszę i czytam. Yaoi to taka bezpieczna konwencja, coś tak odległego od rzeczywistości, że nie muszę się nią przejmować. Gdy bawię się w realizm, chcę być realistyczna do bólu, gdy od niego odbiegam - nie przejmuję się nim w ogóle. Takim już skrajnym człowiekiem jestem, no. Nie lubię półśrodków.
Tyle, jeśli chodzi o moje zdanie na temat yaoi - i przepraszam za chwilozofie, ale jakoś mnie natchnęło ;D