przez Kannagi » 16 lis 2012, o 01:16
Czasy starożytne, ludzi pozbawione
Neirvah a Meskröng – złe gorszego początki
Najstarsze odczytane źródła pisane (przynajmniej te podane do opinii publicznej), pochodzą z Neirvah, królestwa elfów śnieżnych. W bibliotekach Dinakary także przechowuje się kruche kroniki z tamtych czasów, jednak zapisane są w dialekcie elfickiego, którego nikomu z żyjących nie udało się jeszcze rozszyfrować (to znaczy – nie udało się tego zrobić tak, żeby nie wyszły kompletne w opinii tamtejszych uczonych bzdury).
Kroniki Słabej Zimy opisują bardzo dokładnie toczoną wtedy wojnę z krasnoludami, których królestwo zajmowało wtedy całą północną część kontynentu (podobno sięgało aż do granicy Lashin z Lothearse). Dzięki tym zapiskom wiemy, że podstawy panowania śnieżnych elfów nie uległy od tamtych czasów zmianie: te same osiem koterii, zajmujących dziewięć miast, wybierało dwóch władców, a trolle śnieżne były już całkowicie zniewolone. Znamy także imiona krasnoludzkich wodzów, choć sposób ich przedstawienia trudno nazwać obiektywnym. Mamy także pewność, że nie była to pierwsza z wojen między tymi państwami.
Elfy śnieżne od legend wolą fakty, odwrotnie sprawa wygląda u ich sąsiadów. Krasnoludzkie księgi są kilka tysięcy lat młodsze, ale bez wątpienia mniej konkretne, a poszczególne opowieści wykluczają się wzajemnie. Najpopularniejsza z nich opowiada o zjednoczeniu klanów przez Khazdara Założyciela i wybudowaniu twierdzy w miejscu obecnej stolicy podczas wielkiej inwazji goblinów. Sprawia ona historykom straszliwie trudności, jako że pierwsze wzmianki o goblinach pojawiły się dopiero piętnaście tysięcy lat temu, a żadne z elfich źródeł nie wspomina o ich państwie. Popularna jest teoria, że najazd goblinów sobie, a zjednoczenie sobie – i prawdopodobnie to wcale nie były gobliny, tylko elfy śnieżne, a żadnego Khazdara nigdy nie było. Rzecz jasna, popularna jest wszędzie, tylko nie w Meskröng – szczerze odradzamy próby dyskusji z jakimkolwiek krasnoludem na temat prawdziwości ich legend. Nie zwykły kończyć się dobrze.
Słowo o zachodzie i wodzie
W Kronikach Skutego Morza (Neirvah) sprzed czterdziestu tysięcy dwustu lat pojawia się wzmianka o opustoszałych wyspach Nessevy na północy (prawdopodobnie elfy morskie uciekły przed zimnem na południe), do których ich śnieżni krewniacy dostali się po zamarzniętym morzu, ale jest to jedyna wzmianka z tamtego okresu na temat Archipelagu. Następne pojawią się dużo później.
Dlaczego historycy łysieją, czyli problemy z lekturą kronik Neirvah, Meskröng, Dinakary
Ważna sprawą jest to, że mimo licznych źródeł z tamtego okresu, nie są one czymś, co cenią historycy. Świat nauki przeżywa boom na historię powszechną, która w tamtych czasach zwyczajnie nie istniała. Nikogo – oprócz ras ich autorów - nie obchodzą opasłe tomiska, wymieniające genealogię, rady elekcyjne, podwórkowe romanse i zaściankowe intrygi, nie wspominając o poradnikach tresury trolla czy krasnoludzkich księgach rachunkowych. I choć każdy elf śnieżny, złoty oraz krasnolud jest w stanie na jednym wdechu wymienić wszystkie bitwy i bohaterów tamtych czasów, to jest zbyt przekonany, że przez tysiąclecia nic się nie zmieniło i ślepy na wszelakie, wcale niekoniecznie subtelne wskazówki, że życie wtedy wyglądało zupełnie inaczej.
Trzecim państwem, które skrupulatnie notowało własną historię, jest Dinakara – ale z nimi jest jeszcze gorzej. Pamiętniki słonecznych pełne są opisów strojów, fryzur, pięknych kobiet i mężczyzn oraz cudownych zwycięstw – ale za cholerę nie wiadomo, nad kim. Żadna z kronik Imperium nie podaje, z kim i o co właściwie walczono, choć znane są proporce poszczególnych oddziałów oraz rodzaj podawanego na zwycięskiej uczcie wina.
O czym nie wiemy, ale się domyślamy, a także na jakiej podstawie
Traktat Neirvahi "O rodzajach niewolnych" datowany jest na okres zwany Erą Lpear'raen (Erą Pękających Rzek), której początek i koniec wyznaczają Kroniki Skutego Morza oraz Kroniki Długiego Lata. Lpear'raen trwała cztery tysiące lat i charakteryzowała się znacznym ociepleniem klimatu Tuarry przy niesamowicie dużych amplitudach temperatur rocznych na północy Aski (śnieżne i stosunkowo mroźne zimy połączone z upalnymi latami).
Traktat opisuje kilka rodzajów niewolników, z dokładnymi poradami na temat ich traktowania oraz przeznaczenia. Współcześni badacze jednak zachodzą w głowę, jakie dokładnie rasy kryją się pod poszczególnymi mianami. Nazwa trolli śnieżnych ("rhuae") nie uległa zmianie, choć gatunek prawdopodobnie nieco ewoluował, stając się jeszcze większy, jeszcze silniejszy, i przede wszystkim jeszcze głupszy. Pojawiają się tam jednak także tajemnicze, potężne "ukhe'arashe", od trolli większe, smuklejsze i nieporównywalnie mądrzejsze, które potrafiły swoją magią zmieniać kształt gór. Jest to jedyna o nich wzmianka w źródłach, przyjmuje się więc, że Neirvahi zwyczajnie wytłukli całą rasę jako zbyt duże zagrożenie.
Traktach wymienia też bliżej nieokreślonych "zreap'veyei" (co jest dość niepokojące, biorąc pod uwagę, że "veiye" jest archaizmem oznaczającym "złą krew", czyli elfich zdrajców), a także ich "udoskonalone" potomstwo – "zreak'rhuei" – interpretowane wśród ludzkich naukowców jako przodkowie orków, zwanych aktualnie "zruakh". Co do samego udoskonalenia, nie ma się co oszukiwać – elfy śnieżne mają czasem zapędy naukowo-eksperymentalne, których nie powstydziłyby się gnomy. Nawet dzisiaj dość ochoczo krzyżują między sobą różne gatunki swoich niewolników, używając przy tym sporej ilości magii, ale największe eksperymenty należą do przeszłości – wysadzenie w powietrze kilku wysp oraz kilka potężnych kataklizmów nauczyło je rozumu.
Skoro już wspomnieliśmy o gnomach, warto zauważyć, że w tym samym trakcacie, wymienione jest jeszcze dwanaście rodzajów niewolników. Jednym z nich są "bveryoi" - krasnoludy ("całkowicie bezużyteczne"), małe "faylei" o "drobnych dłoniach i lotnych umysłach, idealne do precyzyjnych prac, jednak niezbyt posłuszne" oraz szpetne "ghateai", gorsze nawet od krasnoludów, bo zwykły buntować się ciągle w sposób nader występny (otrucia, uduszenia we śnie, wysadzanie budynków). Zarówno gnomy, jak i gobliny, nie zwykły ustosunkowywać się do teorii ludzkich naukowców na temat swoich domniemanych przodków w elfiej niewoli – jednym i drugim zdecydowanie to wisi.
Jest to jednak jedyne dzieło tego typu pochodzące z tamtego okresu, a informacje w nim zawarte nie pozwalają na stwierdzenie niczego ze stuprocentową pewnością.
O tym, jak gorsze stawało się jeszcze gorszym, czyli wojen elfów z krasnoludami ciąg dalszy
Kolejnymi znaczącymi tekstami są Kroniki Długiego Lata (Neirvah) i Kroniki Wielkiego Śniegu (Meskröng) sprzed trzydziestu sześciu tysięcy lat, opisujące dokładnie tę samą wojnę. Jest to jak na razie ostatni najazd krasnoludów na Tuarrę, sprawia on jednak badaczom wiele trudności – tamtego lata morze na pewno nie było skute lodem, więc wojsko Meskröng nie miało jak dostać się na drugą stronę. Elfie źródła opisują przypłynięcie całej floty wrogich statków – mali brodacze nie wspominają jak przebyli morze, ale zawzięcie wypierają się jakoby mieli kiedykolwiek cokolwiek wspólnego ze statkami i gotowi są młotem i toporem tępić tę obrzydliwą herezję.
Neirvahi długo wylizywali się po tej klęsce. Przez ten czas krasnoludy ruszyły na południe, gdzie spaliły kilka elfich osad. Biorąc pod uwagę brak odpowiednich adnotacji w kronikach słonecznych, a kilka smętnych i starych pieśni szarych i leśnych elfów, były to osady ich wspólnych przodków (o których istnieniu żadne z trzech mocarstw nie miało pojęcia).
A tymczasem na południu...
Dinakara znajdowało się w znacznie wygodniejszej pozycji. Od Meskröng oddzielała je wielka puszcza, która w żaden sposób nie wydawała się interesująca – przedzieranie się przez chaszcze nie jest czymś, co mogłoby skusić złotego elfa. Imperium rosło sobie dość leniwie i bez większych trudności. Słoneczne wprawdzie nie raczyły notować, jakie ludy podbiły, wytłukły i zniewoliły, ale robiły to pod hasłem "cywilizowania barbarzyńców", w sposób pozbawiony zaciętości i agresji. Przynajmniej oficjalnie.